Sposoby na stabilizację obrazu … bez statywu.
“Najlepszym statywem jest ciało operatora”
O! Pytacie, skąd wyciągnąłem takie mądre zdanie? Sam go przecież nie wymyśliłem ;). Cytuję za prowadzącym warsztaty w Rybniku w ramach RePeFene 2009, zawodowym operatorem telewizyjnym. Skoro mówi to człowiek mający dostęp do sprzętu z najwyższej półki i z ogromnym doświadczeniem, to coś w tym musi chyba być? A w jaki sposób można to uzasadnić? Po pierwsze masz go zawsze przy sobie, a po drugie żadne urządzenie nie jest tak elastyczne i nie ma takich możliwości konfiguracji i pracy na najróżniejszych powierzchniach.
Niestety, nawet najlepsze, nie znaczy idealne :(. Największym problemem tego “statywu” jest stabilność. Trzęsące się ujęcia, czy bujające się panoramy w wielu amatorskich filmach są tego dowodem. Z drugiej strony istnieją nawet profesjonalne produkcje, które kręci się “z ręki”. Można więc zapanować nad ruchem kamery, a wręcz wykorzystać go w celach artystycznych.
W filmie zawodowym najczęściej stosuje się tzw. steadycamy, urządzenia pozwalające uzyskać stabilny obraz nawet podczas biegu kamerzysty czy wchodzenia po schodach. Są bardzo ciężkie, składają się z kamizelki w której zaszyte są obciążniki i skomplikowanego ramienia. Są też bardzo drogie. Jeden z bardziej popularnych systemów Glidecam dla kamer ważących do 4,5 kg kosztuje około 10 tysięcy zł (:.
Ale co zrobić, żeby poprawić stabilizację w naszych domowych warunkach, bez konieczności sprzedawania samochodu?
Po pierwsze, starajmy się pracować na krótszej ogniskowej. Ponieważ każdy ruch kamery zwielokrotniany jest przez ogniskową, więc ustawiając duże zbliżenie powodujemy większe przesunięcia obrazu. Łatwo to sprawdzić empirycznie, manewrując zoomem. Oznacza to niestety, że z pewnych ujęć będziemy musieli zrezygnować.
Powiedzmy, że kręcimy film z ukrytej kamery. Schowaliśmy się w krzakach i obserwujemy ludzi przysiadających na pięknie położonej ławeczce w parku. Portret osoby oddalonej o kilkadziesiąt metrów, wyglądałby świetnie z powodu rozmycia tła, ale efekt psuje skaczący obraz. Trzeba podejść bliżej i wyjść z ukrycia, a wtedy filmowana osoba nie będzie już wyglądała tak naturalnie, nie mówiąc o tym, że najpewniej się speszy i nie pozwoli, żeby ją sfilmować.
Co w takim razie zrobić?
Możemy poszukać sobie stabilnego oparcia dla naszego ciała, wówczas na kamerę nie będą przenosiły się nasze ruchy przy nieuniknionej zmianie pozycji w dłuższym czasie. Bardzo dobrym oparciem są drzewa. Najlepiej jest mocno oprzeć się plecami o pień, wówczas stanowi on usztywnienie pionowe odciążając kręgosłup. Jeżeli ujęcie jest krótkie, można wstrzymać oddech. Jeżeli trwa dłużej, należy oddychać spokojnie i powoli.
Pewny i wygodny uchwyt kamery także pozwala ograniczyć jej ruchy. Paradoksalnie, im cięższa kamera, tym łatwiej utrzymać ją w stabilnej pozycji. Większą kamerę można oprzeć na ramieniu, lub na piersi, ewentualnie podeprzeć drugą ręką. Natomiast profesjonalne kamery ważą nawet 10 kg i zaprojektowane tak, by wygodnie spoczywały na ramieniu operatora. Ostatnio amatorskie kamery mieszczą się w dłoni, więc z dodatkowym oparciem jest problem. Natomiast łokieć ręki w której trzymamy kamerę, należy oprzeć na biodrze lub trzymać maksymalnie blisko ciała i dodatkowo podeprzeć drugą ręką.
Jeżeli często kręcimy długie ujęcia, warto skorzystać z takiej sztucznej podpórki, czasami nazywanej statywem naramiennym. Produkuje je na przykład Foton i najczęściej używają ich kamerzyści na ślubach i weselach. Nie izolują kamery całkowicie od ruchów operatora, natomiast zdejmują obciążenie z ręki, którą trudno jest utrzymać nieruchomo, na tułów, który sam z siebie jest bardziej statyczny.
W internecie jest wiele ofert urządzeń stabilizujących dla kamer, odpowiedników profesjonalnych steadycamów. Najtańsze można znaleźć już nawet za około 100 zł. Zasada działania większości jest podobna – ruchomy przegub łączący kamerę z uchwytem i odważniki w celu zwiększenia bezwładności ruchu. Trzeba pamiętać, że mają poważne ograniczenie: żadne z tych urządzeń nie zapewni stabilnego ujęcia przy nieruchomej kamerze. Ich zadaniem jest raczej „wygładzenie” ruchu kamery, gdy operator musi się z nią przemieszczać. Czyli są stosowane w innych sytuacjach niż wspomniane wyżej statywy naramienne. Obsługa steady nie jest prosta. Po pierwsze, należy urządzenie wyważyć. Po drugie, nauczyć się z nim chodzić.
Jeżeli jesteśmy już przy urządzeniach wspomagających stabilizację, wspomnę jeszcze o monopodach. Są one pewnego rodzaju kompromisem. Nie zastąpią oczywiście prawdziwego statywu, bo muszą być trzymane cały czas przez operatora. Ale kosztują relatywnie niewielkie pieniądze i w stosunku do statywu pozwalają na większą mobilność, gdyż są kompaktowe i mało ważą. Można też użyć ich jako namiastkę steadycama.
A jeżeli wszystkie te sposoby zawiodą, pozostaje jeszcze liczyć na nowoczesną technologię. Coraz częściej kamery mają wbudowane układy, eliminujące niewielkie drgania. Stosowane są 2 metody: elektroniczna i optyczna. W metodzie elektronicznej, sygnał z przetwornika obrazu trafia do układu, który go analizuje i ogranicza przesunięcia kadru. Stabilizacja optyczna jest droższa i montowana w modelach wyższej klasy. Drgania są kompensowane przez układ poruszający soczewkami, jeszcze zanim obraz padnie na przetwornik, więc jakość nagrania powinna być lepsza.
Pamiętać trzeba tylko, że stabilizacja w kamerze usunie tylko niewielkie drgania, więc nie jest remedium na telepiące się ręce. Najlepszą skuteczność, czyli udane ujęcia, nie tylko przy filmowaniu z ukrycia, osiągniemy łącząc kilka sposobów i pamiętając o ograniczeniach każdego z nich.