Rozważania na temat proporcji boków obrazu filmowego.
W początkach filmu, nawet jeszcze przed braćmi Lumiere, Thomas Edison wykorzystał do rejestrowania ruchomych obrazów, kliszę o szerokości 35 mm. Pojedyncza klatka miała w niej wielkość 24,89 mm × 18,67 mm, czyli stosunek jej boków był jak 1,33:1, inaczej 4:3. Wprowadzenie zapisu dźwięku na kliszy wymusiło zmniejszenie klatki do wymiaru 22 mm × 16 mm, co spowodowało minimalną zmianę proporcji do 1,37:1. I tylko w takich proporcjach oglądano filmy aż do lat 50 XX wieku, gdy do kin wprowadzono szeroki ekran. Później kino eksperymentowało z wieloma formatami panoramicznymi, ale proporcje 4:3 okopały się w bastionie telewizji, która okazała się bardziej konserwatywna i dopiero w latach 90-tych XX wieku pojawiły się telewizory panoramiczne.
Można więc powiedzieć, że 4:3 dla filmu to najbardziej szlachetne, wręcz klasyczne proporcje. Ale filmując kamerą HD, czy to w formacie HDV, czy AVCHD, nie mamy możliwości wyboru, jesteśmy po prostu skazani na proporcje 16:9. Cóż, w tej sytuacji, jedyne co nam pozostaje, to zastanowić się, jakie ten fakt niesie dla nas filmowców konsekwencje. Jak wykorzystać najlepiej daną nam przestrzeń i uniknąć pułapek?
Przede wszystkim nie należy myśleć, że „obcięto” nam górę i dół obrazu, tylko że „dodano” więcej przestrzeni po lewej i po prawej. Dzięki temu możemy objąć szerszą grupę osób (o ile stoją obok siebie, a nie tworzą piramidy akrobatycznej). Łatwiej na przykład będzie nagrać dialog dwóch osób, jeżeli będą od siebie oddalone, co w rzeczywistości często występuje. Oczywiście lepiej będzie nam się kadrowało obiekty szersze niż wyższe i łatwiej będzie śledzić ruch w poziomie niż w pionie. Dlatego uczestnicząc w zawodach lekkoatletycznych możemy przewidzieć, że lepiej wyjdą biegi i skok w dal niż skok wzwyż i skok o tyczce. Najlepiej w każdej sytuacji wcześniej zaplanować sobie jak mamy zamiar kadrować i jaki ruch kamerą wykonamy.
Poza tym stosunek 16:9 ma w pewnym sensie uzasadnienie ideologiczne. Otóż pewne proporcje odbierane są przez oko ludzkie, jako bardziej przyjemne. Dostrzeżone zostało to już dawno temu i wykorzystywane jest od kilku tysięcy lat w architekturze, malarstwie i innych sztukach plastycznych, a od niedawna w fotografii (tylko jakieś 170 lat :)) i w jej młodszej siostrze kinematografii. Chodzi o tzw. „złoty podział”, czyli taki podział odcinka, że stosunek krótszej części po podziale do dłuższej jest taki sam jak dłuższej do całego odcinka. Stosunek ten wynosi jak 1:1,62 (w przybliżeniu), a liczbę powstałą w ten sposób określa się jako φ (bardziej dokładnie φ = 1,618033989).
Jak to się ma do obrazu filmowego? Można przypuszczać, że jeżeli proporcje boków prostokąta, którym jest ekran, będą takie jak 1:φ, to oko ludzkie odbierze je, jako najbardziej naturalne. Prostokąt o takim stosunku boków nazywany jest złotym prostokątem. Prostokąt formatu 16:9 jest nieco wydłużony w porównaniu do złotego, ale na pewno bliżej mu niż w przypadku formatu 4:3. Wystarczy zerknąć na poniższą tabelkę.
Proporcje kilku popularnych formatów obrazu:
4:3 = 1,33
3:2 = 1,5 (36mm:24mm klatka standardowego filmu do aparatów fotograficznych tzw. 135)
złoty prostokąt = 1,62
16:9 = 1,78
Na koniec pytanie zupełnie na marginesie naszych rozważań.
W jaki sposób na błonie o szerokości 35 mm mieści się klatka o długości 36 mm?
To proste. Wzdłuż :). Po prostu w aparacie fotograficznym przesuw błony następuje poziomo i te 35 mm staje się niejako wysokością, na której mamy krótszy bok klatki, czyli 24 mm oraz paski perforacji u góry i u dołu. Natomiast ta sama błona w aparacie filmowym przesuwana jest pionowo i na szerokości 35 mm mieści się klatka o dłuższym boku 22 mm (wysokości 16 mm), plus perforacja i ścieżka dźwiękowa.
W naszych cyfrowych czasach błonę fotograficzną można spotkać już bardzo rzadko. Najłatwiej chyba właśnie w filmie, gdzie wciąż zapis analogowy ma pewne zalety. Do tego stopnia, że filmy fabularne nakręcone na taśmie, skanuje się klatka po klatce i następnie montuje zeskanowany materiał w komputerze. Po to, by gotowy film znowu przekopiować na taśmę do projektorów!
To jednak już zupełnie inna sprawa i być może wrócę jeszcze do niej w przyszłości.